Partia kobiet w Islandii

Różne partie istnieją na świecie - lewicowe, prawicowe itd., ale partia kobiet? Chyba czegoś takiego nie ma. A jednak...w Islandii jest taka partia - jest to ewenement na skalę światową. Nazywa się Sojusz Kobiet (Kvennanlistinn) i właściwie formalnie jest ruchem społecznym kobiet; jednak uczestniczy w wyborach parlamentarnych i ma swoje przedstawicielki w Althingu. Kobiety  w Islandii aktywnie uczestniczą w życiu politycznym kraju. Poprzedni prezydent - pani Vigdis Finnbogadóttir przez 16 lat sprawowała swój urząd. Przewodniczącą  parlamentu  była Gudrun Helgadóttir (nb. odwiedziła ona Warszawę i spotkała się z przedstawicielami zarządu naszego towarzystwa), burmistrzem    Reykjaviku     jest     od   1994 r.     pani   I. S. Gisladóttir, a prezesem Sądu Najwyższego   jest   pani Gudrun Erlingsdóttir.

   Historia Sojuszu zaczęła się w XIX w. walką o prawa wyborcze. W roku 1908 kobiety wzięły udział w wyborach komunalnych w Reykjaviku, a w 1922 otrzymały pełne prawa wyborcze i pierwsza kobieta znalazła się w Althingu. Jednak dyskryminacja kobiet utrzymała się do dzisiaj pod względem ich płac i zajmowanych  stanowisk. W wielu  dziedzinach  życia  gospodarczego zarabiają przeciętnie 60% wynagrodzenia mężczyzn. 24   października   1975 roku    odbyła   się    największa demonstracja w historii Islandii. Ponad 25 tys. kobiet wyszło na ulice Reykjaviku i równocześnie jednodniowym strajkiem zwróciły uwagę na sytuację kobiet i matek. W dziesiątą rocznicę tej demonstracji kobiety zorganizowały ponownie strajk. W rezultacie w roku 1986 uznano ustawowo, że w przypadku ubiegania się o pracę, przy równorzędnych kwalifikacjach, kobieta ma pierwszeństwo przed mężczyzną. Ale jeszcze w 1990 r. stwierdzono, że tylko 19% radnych to kobiety, co jest znacznie mniej niż w innych krajach skandynawskich, przy czym w 81 gminach kobiety wcale nie były reprezentowane.

  W wyborach parlamentarnych w roku 1991 Sojusz Kobiet zdobył 8,3% głosów i uzyskał 5 miejsc w Althingu. Posłanki walczą m.in. o określenie najniższego wynagrodzenia, likwidację pracy akordowej dla kobiet (co jest niełatwym problemem do rozwiązania w przetwórstwie rybnym).

   Sojusz zdobył sobie trwałe miejsce w życiu politycznym Islandii. Liczą się z nim bardzo politycy tego kraju.

   A może i w Polsce warto pomyśleć o Partii Kobiet? Ale panowie, jakie mogą z tego wyniknąć dla nas konsekwencje?  Niech np. przeprowadzą ustawę, że mężowie mają być w domu najpóźniej o 22 i to trzeźwi!, a przy tym żadnych skoków w bok.... Niech więc lepiej na wszelki wypadek tylko w dalekiej Islandii działa partia kobiet!

S.Z.